Monday 8 June 2015

W tworzeniu zawsze chodzi o emocje - rozmowa z rzeźbiarzem Michałem Osuchem

Dorota Bodgda: Zacznijmy od początku, ukończył Pan Akademię Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, Wydział Malarstwa i Rzeźby. Czy są artyści lub wykładowcy, którzy mieli szczególny wpływ na rozwój Pana zainteresowania sztuką? Czy i jacy artyści szczególnie Pana zainspirowali / inspirują do dzisiaj?

Michał Osuch: Zaczynałem studia w pracowni Prof. Kucharskiego. Poczciwy człowiek, ale skierowany zostałem do jego pracowni z automatu, ponieważ pierwszy rok traktowany jest ogólnorozwojowo i świeży student nie ma możliwości wyboru pracowni, jak i ma obowiązkowe pracownie malarstwa. Pracownia malarstwa i rysunku prowadzona była natomiast przez Profesora Błażejewskiego, ad. Waldemara Kuczmy i as. Pintala. Na drugim roku, podobnie jak inni, miałem możliwość wyboru pracowni: rzeźby, malarstwa i rysunku. Wybrałem pracownię rzeźby Prof. Leona Podsiadłego. To właśnie profesor Podsiadły wywarł na mnie największy wpływ, dając mi swobodę decyzji, sposobu tworzenia. Bardzo mi to odpowiadało, gdyż byłem studentem po zwykłym liceum, niezmanierowanym i źle czułbym się, gdyby ktoś narzucał mi sposób myślenia (co zdarzało się w innych pracowniach). Podskórnie, wpływ na mnie miała sztuka ludowa. Nie potrafię podać konkretnych przykładów, czyja twórczość miała na mnie największy wpływ. Znaczenie raczej miało to, że wychowałem się w małym miasteczku, wśród lasów, wodnego rezerwatu przyrody. Mowa tu o Miliczu. Miasteczku 15-tysięcznym, 60 km. od Wrocławia w kierunku Poznania. Jeżeliby sięgnąć we wcześniejsze lata, duży wpływ na moje zainteresowania miał ojciec, który ma zdolności manualne. Dobrze rysował, lepił ze mną różne postacie zwierząt i postaci kowbojów, żołnierzy.
Dopiero na egzaminach wstępnych po raz pierwszy wykonałem portret rzeźbiarski. Było to studium postaci. Moje umiejętności okazały się niewystarczające, podszedłem do tematu zbyt ludystycznie - jak mi ktoś później powiedział. Prace wyglądały jak na studenta wyższego roku - dużo było w nich interpretacji, a chodziło głównie o pokazanie rozumienia anatomicznego. Dostałem się na studia wieczorowe i po roku jeszcze raz zdałem egzaminy, dostając się na drugi rok studiów dziennych. Wtedy też słyszałem, od studentów, że wydawało im się, że jestem asystentem, który ma pokazać adeptom sposób, w jaki należy wykonać pracę. Połechtały mnie te słowa. Coś było w tym moim portretowaniu. Ludzie z różnych pracowni rzeźbiarskich przychodzili by zobaczyć moje portrety. Drugim Profesorem, który zainteresował mnie rzeźbą, a konkretniej małą formą rzeźbiarską i zauważył, że mam ku temu dryg był rzeźbiarz Jacek Dworski. Dopiero na studiach zainteresowałem się sztuką Giacomettiego czy Brancusiego, Interesowali mnie też Laszczka, Rodin... Teraz już chyba nie interesuję się sztuką. Współcześni, młodzi artyści zbytnio idą na skróty. Nie przekonuje mnie też to, co próbują powiedzieć za pomocą współczesnych środków wyrazu.


DB: Jakie konkretnie zjawiska w rzeźbie ostatnich lat się Panu nie podobają?

MO: Obecnie nie śledzę nowych trendów, ale drażnią mnie instalacje. Ale głównie drażni mnie zbyt płytkie podejście do tematu rozważań. Uderzyło mnie obserwowanie studentów świeżo zaczynających uczyć się na akademii zachowujących się jakby pozjadali wszystkie talenta. Weźmy na przykład taki twórca drukuje w wielkim formacie czarnobiałe zdjęcie nagiej kobiety, wali farbą wielką plamę. Za bardzo nie wie dlaczego taki zabieg wykonał, ale widział to u innego twórcy z większym warsztatem, ale sam bez wcześniejszego przestudiowania aktu, wali tego kleksa gdziekolwiek i już to daje mu to uważać siebie za artystę. Bardziej dla takiego jegomościa liczy się legitymacja studencka, to jak wygląda, lubi się wyróżniać i bywać.


DB: Napisał Pan o sobie: Tworząc, sięgam często do ludzkiej pierwotności. Pokazując ułomności człowieka, pokazuję światu ludzi takich, jakimi są naprawdę- nadzy, bez szat i masek.

Rzeczywiście, to się od razu czuje, kiedy widzi się Pana rzeźby. Chciałabym przejść do omówienia kilku serii rzeźb:

Głowy – niektóre z głów są bez twarzy – jak intencja przyświeca Panu jeśli chodzi o te głowy bez twarzy? – czy brak podmiotowości, która zaczyna być jedną z głównych ułomności naszych czasów? Czy raczej należy w interpretacji iść w stronę takich ułomności jak choroba, cierpienie, śmierć?

MO: Duży wpływ wywarła na mnie śmierć mojego wujka, pierwszy pogrzeb. Dla, jeśli dobrze pamiętam, 13-latka było to dużym przeżyciem. Wtedy bardzo dużo myślałem o śmierci, o najbliższych. Bałem się, jakbym miał ich wszystkich stracić niebawem. Potem każda strata była dla mnie trudna. Pierwsza miłość i jej koniec, i kolejne zawody miłosne. Podobno byłem kochliwy. Dużo krótkich związków, a w każdej osobie szukałem tej pierwszej, aż przeszło ;) Tak więc, niektóre głowy mówią o stracie, niektóre o tęsknocie za tym jeszcze nieznanym... Niektóre są też przypadkiem, ponieważ niektóre rzeźby w kamieniu rodzą się już w momencie, gdy spojrzę na materiał. Potem wystarczy, że usunę to, co mi przeszkadza. Zostawiam/podkreślam oko, usta by można w inny sposób spojrzeć na kamień, na który normalnie nie zwróciłoby się uwagi.



DB: Usuwa Pan zbędne elementy i powstaje rzeźba, czyli znaczenie ma tutaj też specyfika technologii, postępowania z drewnem lub kamieniem? O ile dobrze rozumuję, w przypadku rzeźb z drutu jest odwrotnie: trzeba dodawać, a nie odejmować i tworzyć rzeźbę od zera. Jak ta różnica w podejściu wpływa na proces twórczy? Czy którąś z technik Pan preferuje?

MO: Jeżeli Pani spojrzy na przekrój moich prac to nie da się chyba wyodrębnić jednej techniki, choć faktycznie rzadziej rzeźbię w kamieniu czy drewnie. Uczyłem się rzeźbić czy też raczej modelować pod techniki odlewnicze. Do każdej pracy jednak należy dobrać materiał. Kamień zupełnie inaczej przemawia do odbiorcy niż brąz. Nie wszystko tak jak w brązie da się uzyskać rzeźbiąc w kamieniu.
Czasem to materiał, jak w przypadku kamienia, podpowiada rozwiązanie. W przypadku druciaków na początku zawsze był pomysł później dopasowywałem materiał. Jeżeli chodzi o technikę to przy druciakach nie tylko plotę. Czasem bywa, że dochodzę do wniosku, że coś trzeba odjąć i wtedy praca jest podwójna. Nie ma jednego przepisu. Jeżeli przygotowuję model pod brąz w glinie czy plastelinie to dodaję i odejmuję. Jest ten komfort, że można retuszować na etapie tworzenia modelu. Przy rzeźbieniu w kamieniu czy drewnie każdy błąd kończy się klejeniem/uzupełnianiem innym materiałem imitującym.
Jeżeli chodzi o druciaki, w nich pokazuję głównie jakiś gest. Jeżeli ważny jest dla mnie detal twarzy muszę wybrać materiał, który da mi płynność powierzchni



DB: Pana cykl Druciaki nieodparcie kojarzy mi się z rzeźbą Alberto Giacomettiego Idący człowiek. Czy są to nawiązania celowe? Dlaczego ta wysmukłą sylwetka człowieka stanowi tak silną inspirację/metaforę dla Pana? Czy raczej to poszukiwania czysto formalne wynikające ze specyfiki techniki ich wykonywania?

MO: Tak. Duży jest tu wpływ Giacomettiego. Natomiast ja wykorzystuję do tworzenia tych prac drut wiązałkowy. Ma to związek z przetransponowaniem linii do przestrzeni. Sama wysmukła sylwetka postaci wiąże się ze świadomością budowy mojego ciała. Zawsze byłem długi, chudy ;)


DB: Cykl DruciakiKoniec człowieka – jak rozumieć ten tytuł?

MO: Ta konkretna praca, którą obecnie nazwałem "Zgięty" była wykonana na Biennale Sztuki w Piotrkowie Trybunalskim. Tematem właśnie był "koniec człowieka". Zawarłem w swojej rzeźbie obecną kondycję człowieka chylącego się ku moralnemu upadkowi, natomiast zostawiam mu szansę do odbudowania swojego lepszego JA.


DB: Czy osobiście, niezależnie od tematu, który realizował Pan na Biennale faktycznie uważa Pan, że współcześnie człowiek chyli się ku upadkowi? Jeśli tak to dlaczego?

MO: Uważam, że dzisiejszy człowiek na dużo więcej sobie pozwala niż kiedykolwiek indziej. Zbyt duża swoboda prowadzi do tego, że człowiek zaczyna się gubić. Źle ukierunkowany zaczyna popełniać błędy.


DB: Cykl Druciaki Zawieszona – intrygująca rzeźba – jak ją rozumieć? Z kolei Zawieszony ma w podtytule odpoczynek…..dlaczego?

MO: Zawieszona odnosi się do kobiety, która wywarła na mnie bardzo negatywny wpływ. Tak więc odwiesiłem ją by już mnie więcej nie dręczyła ;)
Zawieszony mówi o tym, że nie potrafię odpoczywać. Trzeba by mnie wiązać "w nogach i głowie" a i tak "nosiłoby mnie".


DB: Wygląda na to, że większość rzeźb jest mocno związana z Pana życiem prywatnym, powstają w wyniku Pana emocji. Często, jako oswajanie utraty kogoś czegoś ważnego. Pewnie dlatego właśnie robią takie wrażenie, ale czy nigdy nie próbował Pan kalkulować na chłodno? W sensie kamień – technika- efekt wyobrażony, zaplanowany z góry? Jakoś zdystansować się do własnej twórczości?

MO: W tworzeniu zawsze chodzi o emocje. Czy chodzi o głębsze uczucia, które chcemy pokazać we własnym języku poprzez prace, czy chodzi o zlecenie, zawsze sięgamy do swojego wnętrza, wrażliwości.



Dorota Bodgda: Bardzo zaciekawiła mnie figura Popchristsross, wykonana w technice stiuku i Bierzcie ze mnie wszyscy. Czy może Pan coś na temat tych form opowiedzieć?

Michał Osuch: Jestem ateistą, ale sam symbol - człowiek powieszony na krzyżu, sam wizerunek człowieka skazanego na coś tak okrutnego jest niesamowity. Ma to też związek z wychowaniem w rodzinie katolickiej. Mówię tu też o wielbieniu przedmiotów, o stosunku kościoła wobec dóbr materialnych. Z całym szacunkiem dla wierzących, patrząc na tę złą stronę kościoła jako instytucji, Jezus na krzyżu skojarzył mi się ze złotym cielcem, z wysmarowanym oliwką, opalonym kiczowatym ciałem, mięśniakiem.
Bierzcie ze mnie wszyscy również jest o kościele jako instytucji, o nieźle wymyślonym biznesie.


DB: Trochę zaskakujące, że patrzy Pan na to przez pryzmat tej złej strony. Ma Pan rację, wystarczy tylko spojrzeć na bogato zdobione krucyfiksy i wystrój wnętrz kościołów
i podejście sporej grupy ludzi chodzących do kościoła, żeby przywołać wizerunek złotego cielca. Paradoksalnie, w Pana rzeźbach można odczytać duże natężenie emocji mistycznej. Tak jakby, emocja w nich zawarta była nie do końca zgodna z tym, co Pan deklaruje….?

MO: To, że bogato zdobione to jedno, forma to drugie. Te dwa światy zawsze się ze sobą przeplatają. Nie da się dobra oddzielić od zła. Tak jak i życia od śmierci.


DB: Widać w nich oczywiście cierpienie fizyczne człowieka, nie Boga, ale nie całkiem rozumiem, skąd porównanie do opalonego mięśniaka?:)

MO: Czy widziała Pani kiedyś konkursy kulturystyczne? Mocno opalone, lśniące ciała. Czasem widuje się na ulicy osoby zbyt mocno opalone. Podobnie jest z masowo wytwarzanymi krucyfiksami. Słaba praca, ale zagorzały katolik zarzuca swoje ściany takimi dewocjonaliami ściany jak tynkiem.


DB: Sporo twórców oświadcza, że sztuka jest dla nich czymś w rodzaju religii, że tworzenie jest modlitwą, kontemplacją. Czy z Panem jest podobnie?

MO: Zgadzam się. To moment skupienia, moment kiedy w zasadzie skupiamy się na jednym może to nie medytacja, bo towarzyszą przy tworzeniu czasem niesłychane emocje o różnych biegunach. Na pewno wszystkie inne troski pozostają gdzieś z boku.


DB: Jest wiele zagadnień, refleksji, które każdy twórca pragnie w jakiś sposób zawrzeć w swoich pracach. W jaki sposób postrzega Pan rolę rzeźby w ogóle we współczesnym świecie? A swoją rolę, jako twórcy w otaczającej Pana rzeczywistości jak Pan postrzega?

MO: Już dawno dorosłem, opadły mi łuski z powiek. Zbyt dobrze poznałem środowisko twórców i wszystkie brudy, jakie dostrzegłem w ludziach zniechęciły mnie do zagłębiania się
w sztukę. Z natury nie lubię ludzi, choć Ci którzy na to zasługują, tych szanuję. Twórcy są bardzo zepsuci i nie ukrywam brzydzi mnie to i męczy. Obecnie jestem chyba rzemieślnikiem, choć miewam momenty przebłysku i gdzieś, komuś podoba się to, co myślę i w jaki sposób. I jeżeli jest nić porozumienia to jest dla mnie najważniejsze. Przez kilka lat uczyłem. Prowadziłem warsztaty, uczyłem też indywidualnie kilku zapaleńców. Zawsze cieszyło mnie to, że mogę przekazać komuś swoją wiedzę. Nie uważam siebie za mentora, ale miło jest patrzeć, że moje czyny mają wpływ na życie innych. Każdy rodzic chce dla swojego dziecka lepiej niż on sam miał w dzieciństwie. Zawsze patrzyłem na to z tej strony.


DB: Mówi Pan o brudach w środowisku twórczym, że twórcy są zepsuci – w jakim sensie? Czyż nie wstają o świcie, nie zaczynają pracy bądź to w szkołach, na uczelniach, bądź na przysłowiowej kasie w sklepie, a potem po nocach nie zaspokajają potrzeby bycia twórczym i nie realizują w pocie czoła swoich dzieł?;) Znam kilku takich…

MO: Może użyłem złych słów. Ludzie są różni. Nie mówię, że wszyscy są zepsuci. Wielu jest pracowitych, ale to nie znaczy, że nie potrafią być zepsuci, że się nie rozleniwiają i że na pewnym etapie zaczynają uważać, że pozjadali wszystkie rozumy. Czasem też dostanie się na uczelnię wyższą w ich mniemaniu daje prawo sądzić, że już osiągnął szczyt, że to dowód, że jest artychą, że jest lepszy. Patrzy z pogardą z góry i wygrzewa w błyskach fleszy na wystawach swoich profesorów, czy starszych kolegów.



DB: Poza ideami jest też aspekt bardziej przyziemny: zlecenia, praca, pieniądze na życie. Zajmuje się Pan medalierstwem, wykonał Pan też rzeźby Krasnali wrocławskich. Ma Pan sukcesy w tej dziedzinie - statuetka wg Pana projektu. "Międzyrzeczanin Roku 2012" Międzyrzec Podlaski. Pytam o to wszystkich młodych twórców – czy da się z tego żyć?

MO: Odpowiem krótko: ciężko jest. Mam wrażenie, że coraz mniej ludzi stać na sztukę. Wielu chciałoby dużo za małe pieniądze. Wielu też nie ma pojęcia o pracy, jaką wykonuje twórca. Rynek sztuki w Polsce dopiero raczkuje. W tej chwili jestem przed przygotowaniami projektu pomnika do swojego rodzinnego miasta. Mam już grubą skórę, szczególnie dla takich inwestorów jak powiat czy gmina, bo ci obiecują najwięcej. Już kilka moich większych projektów w Miliczu czeka na realizację i mam wrażenie, że się nie doczeka.


DB: W takim razie trzymam kciuki za powodzenie projektów zarówno tych artystycznych jak i komercyjnych. Czego jeszcze Panu życzyć?

MO: Dziękuję. Życzyłbym sobie zdrowia i dobrego życia dla syna. Jeżeli się to spełni, to znaczy, że i ja na tym skorzystam ;)